wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 35 ZAKOŃCZENIE MARKED.

                                                                       ~*~ 
Ból...Zmęczenie...Co tu się do cholery wyprawia ? Cała skóra mnie piekła, nie miałem siły...Czułem pragnienie jakiego jeszcze nigdy nie miałem.
Alex spała po drugiej stronie mojej cholernej klatki.
-A...Alex.
- Obudziłeś się już, jak się czujesz ?
- A jak mogę się czuć ?
- Kiepsko ale wiesz...to dla twojego dobra - Usiadła obok mnie.
- Cóż...mi odpowiada to jaki jestem.
- Nie jesteś sobą, Harry.
- Znasz mnie...
- Prawie cały rok...faktycznie mało ale wiem jaki jesteś, przynieść ci coś ?
- Coś do picia.
- Już się robi - Wyszła i zamknęła za sobą drzwi.

Jak to możliwe że ta dziewczyna ma tyle wiary i wytrwałości ?
Zamknąłem oczy i zobaczyłem ją, nie może się stać to o czym myślę.
HARRY, ZAPOMNIJ ! krzyknąłem do siebie w myślach.

                                                              ***
Szedłem korytarzem do sali gdzie odbył się bal, wszyscy przyczepiali balony i bawili się ozdobami.
Alex wzięła jakieś pudła i...wpadła na mnie.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało - Powiedziałem wcześniej poirytowany.
Spojrzała mi w oczy, widziałem w nich smutek i ból który był nie do opisania.
- Potrzebujesz jakiejś...nie wiem...pomocy ?
Była zaskoczona wręcz bardzo zaskoczona.
- Cóż, mam parę pudeł do przeniesienia jak tak bardzo chc..Pan chce to może je Pan przestawić.
Podszedłem do pudeł i zaczął prowadzić niewinną konwersacje odnośnie tych przygotowań.
- Co jest z tobą do cholery nie tak ? - Powiedziała podniesionym tonem po czym chwyciłam się za usta.
- Słucham? - Rozbawiło mnie to ale nie mogłem tego po sobie pokazać.
- Najpierw każesz mi się nie zbliżać...po czym sam proponujesz pomoc i siedzisz sam na sam w moim towarzystwie...czy to nie jest do cholery...nie wiem, dziwne?
- Panno Lahey, pomoc uszlachetnia a co do zbliżania to się tyczy ciebie a nie mnie bo jestem twoim profesorem.
  
                                                                   *** 
- Masz wodę - Podała mi butelkę po czym szybko wypiłem jej zawartość...może to nie to samo co krew ale jednak lepsze to niż nic.
- Dziękuje.
- Byłeś zamyślony.
- Trochę.
- Bardzo, coś Pana gryzie ?
- Przestań z tym Pan...wkurza mnie to - Parsknąłem.
- Czy ty chcesz się pogodzić ? - Zaśmiała się.
- Coś w tym stylu.
- Ok - Usiadła na przeciwko mnie.
- Raz mówisz do mnie na  "Ty" a później "Pan". To dziwne.
- Zapominam ale skoro chcesz to nie ma problemu.
- Świetnie.
- Idę do chłopaków, przemyśl sobie wszystko proszę cię od początku.
Spojrzałem na nią i znowu zacząłem wspominać.


                                                          ***
Stałem przed szafą i zastanawiałem się który garnitur założyć.
- Ten jest okropny...Ten yhh stare dzieje...O ten będzie idealny - Wyjąłem garnitur od Hugo Boss'a.
Szybko zdjąłem koszulkę i spodnie, przebrałem się poukładałem swoje niesforne loki i wyszedłem.
- Elegancko - Zaśmiał się Zayn.
- Oczywiście w końcu do bal.
- Chcę ci przypomnieć że lubiłeś bale.
- Dzisiaj jakoś nie mam ochoty idę bo muszę.
- W dupie ci się przewraca a teraz wybacz idę sprawdzić czy wszyscy już zeszli do sali.

Pokręciłem się trochę po korytarzach ale siały pustki.
- Chyba trzeba iść na salę - Powiedziała Nancy.
- Taak, właśnie tam zmierzałem.
- Elegancko Pan wygląda, Panie Styles.
- I wzajemnie.
- Chociaż udawaj że nic cię nie gryzie i nie irytuje.
- Ale ja jeszcze nic nie powiedziałem.
- Dobrze powiedziałeś "JESZCZE".

Wszedłem do sali, zobaczyłem Alex która nalewała sobie poncz i Zayn'a który ją zagadywał.
Postanowiłem się dołączyć i poprzeszkadzać.
- ZAYN! Szukałem cię razem z Liamem.
- Rozmawiałem z naszą Alex.
- Alex, nie zauważyłem cię, dobrze się bawisz ?
- Jak mysz w łapie kota - Powiedziała pod nosem.
- Słyszałem - Zaśmiałem się.
- Oh, no tak zapomniałam, wampirze zdolności. - Odstawiła kubek, Zayn odszedł, złapałem ją za ramię i spojrzałem jej w oczy w których nie mogłem wyczytać żadnych emocji.
- Poczekaj.
Milczała, była cała sztywna.
- Chciałbym byś zatańczyła ze mną.
- Słucham?!
- No tak, walca, potrafisz ?
- Owszem.
- Naprawdę?
- Ale nie mam ochoty na tańce.
- Boisz się ?
- Kogo? Pana? Raczej nie, nie chcę tańczyć.
- Czyli się boisz zatańczyć wśród tych uczniów?
- Nie, moja mama tańczyła walca i mnie nauczyła.
- To pokaż - Powiedziałem głośniej, uczniowie zwrócili na mnie uwagę.
- Panno Alex, walc angielski to jest w tej szkole obowiązkowy, jak nie umiesz to po co tutaj jesteś? Jak umiesz to pokaż to - Podałem jej rękę.
Zaczęły się szepty, westchnęła i podeszła do mnie, chwyciła moją dłoń.
- Dlaczego? - Syknęła.
No właśnie Alex, dlaczego ? Sam nie wiem.
Pamiętam jak zaczęliśmy się poruszać bo parkiecie, byłem w szoku bo faktycznie potrafiła tańczyć.
- Faktycznie, umiesz.
- Tylko to Pan chciał sprawdzić ?
- Nie, chciałem z tobą zatańczyć.
- Dlaczego ja Panie Styles ?
- Beatris by się przykleiła, a tobie ufam, że nic takiego nie zrobisz.
- Owszem, nie zrobię.
- I to w tobie lubię.
- Czyżby? Ja nie wiem co w Panu lubię...ostatnio...mam mało powodów.
- Nie bądź nie miła, mamy piękny wieczór.
- To prawda, jest piękny i o dziwo spokojny.
- Bo to bal a bal to etykieta.
- Dlaczego Pan nie może taki być codziennie, każdy dzień to etykieta, Panie Styles.

Każdy dzień przynosi nowe wyzwania. Każdy dzień to udręka.

                                                               ***
- Styles ! Styles ! - Usłyszałem krzyki.
- Czego się drzesz Louis ?!
- Wołam cię a ty nic.
- Rozmyślałem.
- Mhmm, nad swoim zachowaniem ?
- Coś w tym stylu.
- Jesteśmy przyjaciółmi więc nie zapominaj jak się traktuje przyjaciół, po jaką cholerę żeś wyłączył uczucia.
- Bo się broniłem, nie mam już siły się bronić, rozumiesz ?!-Czułem jak głos mi się łamał.
- Przed czym się broniłeś ?
- Przed...miłością.
- Miłością ?
- Tak, bo to wszystko jest cholernie skomplikowane...nie mam już siły, uświadomiłem sobie kto jest dla mnie ważny i nie umiem się już przed nią bronić i jej ranić.
- Mówisz o Alex ?
- Właśnie o niej.
- Porozmawiamy wszyscy....tylko nie udawaj.
- Nie mam już zamiaru, przepraszam cię Louis. - Nie spodziewanie uroniłem łzę i uścisnąłem Louis'a który widocznie się nie spodziewał.
- Nie masz czym się przejmować.

                                                                     ~*~
Cały czas mnie mdliło, byłam coraz słabsza. Leżałam na łóżku a sprężyny wbijały mi się w plecy.
- Alex ? - Usłyszałam zachrypnięty, drżący głos.
Podniosłam się i zobaczyłam Harrego ze łzami, zaniemówiłam, wstałam i powoli do niego podeszłam.
- Harry ?
- Przepraszam cię, błagam wybacz mi - Klęknął i objął moje nogi, spojrzałam na Louis'a po czym spojrzałam na Harrego i dotknęłam jego włosów. Łzy spływały mi po policzkach i przemienił się w szloch.
- Tak bardzo cię przepraszam - Kontynuował.
- Przestań - Powiedziałam i usiadłam tuż przy nim, pocałowałam go po czym on odwzajemnił pocałunek.
- Co się tu...wyprawia ? - Powiedział Zayn, spojrzałam na niego a w jego oczach był szok.
- Harry chyba do nas wrócił - Powiedział Louis.
- Może to przekręt...by go wypuścić bo to niemożliwe.
- Zayn...to nie tak, ja...nie mogę się usprawiedliwić i nie mam zamiaru...przepraszam tyle mogę powiedzieć, poszło wam dość szybko, nie miałem siły już walczyć ze sobą.
Wszyscy milczeli a ja wybiegłam z mieszkania...te mdłości mnie wykończą.
- Z tobą Alex nie jest dobrze musimy wracać.
- Dam radę, to tylko mdłości i ataki agresji nic takiego.
- Nic takiego, idziemy ! - Harry pociągnął mnie za rękę i wsiedliśmy wszyscy do auta.
Jak to możliwe że on tak szybko do nas wrócił ?
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem że minął tylko miesiąc.
Zasnęłam.

Obudziły mną wstrząsy, jechaliśmy bo kamienistej drodze to powodowało straszne bóle na dole brzucha, zacisnęłam zęby i wtuliłam się w Harrego.
Weszliśmy do szkoły, Nancy przybiegła do nas iż zastała nas w wejściu.
- Co się dzieje ?
- Mamy dobrą i złą wiadomość, która pierwsza ? - Powiedział Niall.
- Dobra.
- Dobra, Harry do nas wrócił a zła że coś od jakiegoś czasu z Alex jest nie tak.
- Czyli ?
- Mdłości, cholerne boleści całego ciała.
- Idziemy do pielęgniarki.
- Taa...
- Ale nie tej szkolnej, nie martw się.
- Jest tu jeszcze jakaś ?
- Owszem.
Zeszliśmy na strych gdzie były jeszcze inne drzwi których nigdy nie zauważyłam za nimi był wąski korytarz i drzwi z numerami.
Weszłyśmy do pokoju numer 694. tam siedziała moja znajoma wiedźma ale przecież ona nie chce mieć z wampirami nic wspólnego.
- Zajmij się nią proszę - Powiedziała Nancy i wyszła.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam się na znajomą.
- Co ty tutaj robisz ?
- Cóż, wszystko to przypadek ale też długa historia.
- Jak to ?
- Opowiem ci kiedy indziej, co się dzieje ?
- Nie wiem mam tak od miesiąca...mdłości ale też boli mnie całe ciało a zwłaszcza ból brzucha.
- Dziwne - Spojrzała.
- Połóż się - Nakazała.
                   
                                                                       ***
- Nancy, wiadomo coś - Zapytałem.
- Nie Harry, nadal działają.
- Ile czasu ?
- Pół godziny.
- Długo jak na sprawdzenie co się dzieje.
- Tak..- Powiedziała zamyślona.
- Coś cię gryzie ?
- Gdy śnieg pokryje ziemię mamy wojnę, Alex nie może tutaj być.
- Co ? Jaka wojna ?
- No tak gdy żyłeś sobie w swoim lodowatym świecie to wilki wywołały nam wojnę...naruszaliśmy ich zasady wchodząc na ich teren.
- Po co wchodziliście na ich terytorium ?!
- Nie pamiętasz ?
- Nie !
- Alex...to skomplikowana historia.
- A ja jej nie pamiętam.
-  To opowiem ci kiedy indziej teraz nie ma czasu....musimy coś zrobić.
-  Wymyślimy.

Nagle Alex wybiegła poparzona i zapłakana.
- Co się dzieje ? - Zapytałem.
- T..To nie możliwe...to nie może być prawda...to nie mogło się stać.
- Co ?
Nagle z pokoju wybiegła  Alzena cała zdyszana.
- Zabierajcie ją stąd bo długo nie pożyje, daleko byle nie była w zasięgu rąk wampirów jak i wilków !
- Ale o co chodzi ? - Zapytałem zdenerwowany tą sytuacją.
- Alex...nie wiem jakim cudem...jest w ciąży .
- CO ?!
- Geny będą nasilone pół wilk pół wampir. Ta mieszanka jest niebezpieczna wręcz bardzo...Uciekajcie stąd. Jak najszybciej.

Pobiegłam do pokoju i zaczęłam się pakować, Harry wbiegł do pokoju tuż za mną.
- Jak to możliwe ?
- Nie mam pojęcia ! - zapięłam walizkę i wyszłam.
- Ale jesteśmy wampirami i jak to pół wilk.
- Nie pamiętasz ? Jestem hybrydą...nie zwykłym wampirem.
- Przez to wymazanie...nie pamiętam.
- To już wiesz....Harry co my teraz zrobimy ?
- Wywiozę cię, daleko.
- Ale...
- To będzie nowy rozdział naszego życia.
- Lepszy rozdział.
Wsiedliśmy do samochodu i pognaliśmy przed siebie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
WITAJCIE, WOW JAK DAWNO MNIE TUTAJ NIE BYŁO ALE WIECIE BRAK WENY ROBI SWOJE ! ALE TERAZ MNIE WZIĘŁO NA PISANIE WIĘC TO JEST ZAKOŃCZENIE MARKED A WSTĘP DO KOLEJNEJ CZĘŚCI  "BORN". MAM NADZIEJĘ ŻE WAM SIĘ SPODOBAŁO ZAKOŃCZENIE AŻ MI TAK DZIWNIE KOŃCZYĆ BLOGA KTÓREGO UWIELBIAŁAM A Z LONDYNU PRZENIESIEMY SIĘ NA SŁOWACJĘ, PIĘKNE GÓRY I SUROWE ZIMY ! :D BORN ZACZNĘ PISAĆ A BLOGA ZAŁOŻĘ W PRZYSZŁYM TYGODNIU.

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 34

 ~*~

Ok,źle zrobiłam...teraz ja sama siedzę w celi obok Harrego, jak sąsiedzi.
Milczeliśmy przez całe godziny, próbowałam podsłuchać Louisa i Zayna, ale to na nic.
- Słyszysz ich ? - Zapytał lekko rozbawiony Harry.
- Nie przeszkadzaj mi teraz !
- Nie, bo ja ich też nie słyszę !
- No pacz...może mało się staramy.
- Powinnaś uczyć się więcej historii.
- Yhh..czym mnie jeszcze zaskoczysz ?
- Cóż nie pamiętasz historii ? Tomlinson będzie zły.

Nagle mnie oświeciło, przypomniały mi się jego słowa to było...nie wiem czy loch na to miejsce brzmi dobrze, ale to więzienie dla wilków a tutaj Sabat Czarownic zapieczętował wieki temu na to miejsce brak zdolności nadprzyrodzonych.
- Harry...jak wszedłeś mi do snu ?
- Miałem dużo energii, ale było cholernie trudno...nie dam już więcej rady to mnie kosztowało za dużo.
- Gdyby drzwi nas nie dzieliły...
- Ale dzielą - Wszedł Malik, wchodząc do Harrego.
Co oni do cholery robią....za wcześnie by to zaczynać.
- Zayn ! - Krzyknęłam.
- Wybacz, musimy przyspieszyć czas akcji.
Louis otworzył mi drzwi i kazał wyjść, spojrzałam na to co się dzieje, Zayn odsłaniał powoli deski a krzyki Harrego były nie do zniesienia.
- Wiesz dlaczego to robimy ?
- Bo jesteś popieprzony ?
- Błędna odpowiedź - Odsłonił znowu deski, a Harry krzyczał jeszcze głośniej.
Wybiegłam na zewnątrz, Niall z Liamem kręcili się wokół domu.
- Zaczęło się - Powiedziałam łamiącym się głosem do Nialla.
- Wiemy.
- Jest za wcześnie.
- Alex, on jest silny zajęłoby nam to aż do zimy, a przypominam że zimą czeka nas wojna.
- On cierpi.
- I dobrze, a to był twój pomysł.
- Wiem, ale...to boli..gubię się w tym.
- Ja się też pogubiłem...najpierw chcesz by cierpiał a potem uprawiacie gorący seks w celi...serio było was strasznie słychać.
- OK,OK...Wystarczy.
Poczułam palący rumieniec na moich policzkach, zapadł zmrok, udałam się na polowanie. 

środa, 6 maja 2015

Rozdział 33


~*~

Siedziałam na pieńku w lesie sącząc krew z torebki wspominając nasz taniec, punkt po punkcie.

Jego zielone oczy były wpatrzone we mnie z jakimś dziwnym nieznanym mi błyskiem.
Jego dłonie na moim ciele.
Jego spokojny oddech na mojej szyi.
Nasze ciała które niemalże stykały się ze sobą balansując po sali.


Lekko się uśmiechnęłam, odłożyłam torebeczkę i odeszłam.
Louis i Zayn siedzieli w domu skupiając się na książkach, a ja usiadłam przy drzwiach nasłuchując Harrego.
Cisza, czyżby spał ?
- Daj spokój, Alex - Powiedział cicho Louis.
- O co ci chodzi ?
- Nie siedź tak pod tymi drzwiami tym nic nie zdziałamy a wiesz że nie wolno nam do niego wchodzić.
- Wiem, to trudne.
- Ale uda nam się, wierzę w to - Powiedział Zayn.
I jak na zawołanie budzi się nasz buntownik.
- Zapomnijcie !
- Zamknij się, Harry ! - Powiedziałam.
- Jak rozmawiacie to czemu nie mogę się dołączyć, kiedyś potrafiliśmy przegadać całą noc, kochanie.
- Weźcie go albo go rozszarpię, a wiecie do czego jestem zdolna - Warknęłam podnosząc się.
- Kochanie, raz o mało mnie nie zabiłaś i myślę że nie zrobiłabyś tego drugi raz.

Wdech. Wydech. Wdech. Tylko to mnie mogło uratować, nie rozumiem ale ostatnio moja wilcza natura jest głośniejsza niż wampirza.  Zayn wyprowadził mnie z domu, kręciłam się w te i z powrotem.
- Mówiłeś że irysy mogą nas osłabić czy coś w tym stylu - Powiedziałam z nową energią.
- No tak.
- Możemy je wykorzystać przeciwko niemu...musimy je tylko dostać...i podłożyć do celi.
- Czemu nie, musimy tylko się pospieszyć.
 

                                                  ***

Nancy prowadziła szkołę gdy nagle do klasy wchodzi dyrektorka, wszyscy wstali i ukłonili się okazując szacunek.
- Kochani, lekcja przerwana...wracajcie do pokoi i pod żadnym pozorem nie wychodźcie z nich !!! - Mówiła ostrym tonem.
Nikt nie rozumiał co się dzieje, ale posłuchali dyrektorki i wyszli.

Nancy czekała na jakieś wyjaśnienie, poszła za dyrektorką która poprowadziła ją do pokoju nauczycielskiego.
- Brakuje jeszcze pięciu osób...gdzie są...
- Yhm, Profesorowie nie mogą przyjść.
- Tutaj chodzi o nas !! O naszą szkołę !!! A oni nie mogą przyjść ?! - Wpadła w furię.
- Pani...Sprowadzę ich, ale nie mogę przyprowadzić jednego z Profesorów.
- Dlaczego ?!
- Ponieważ...Prof. Styles...on jest hmm teraz niesprawny umysłowo.
- Czy chcesz mi przez to powiedzieć...?!
- Tak, Pani.
- W porządku, zaczniemy bez nich...poinformujesz ich.
- Ale...
- Nam i naszej pięknej szkole grozi niebezpieczeństwo i wierzę że każdy z was stanie w obronie naszego pięknego miejsca, które stoi tutaj od wieków. Wilki wypowiedziały nam wojnę, ktoś z naszych naruszał ich terytorium.
Nancy słuchała z przerażeniem, bała się o Alex.
- Kiedy będzie wojna ?
- Gdy nasze ziemie pokryje śnieg.
- A co z tym który doprowadził do tego ?
- Jak dowiemy się kto do tego doprowadził, my i Rada Wampirów zgładzimy go.
Nancy głośno przełknęła ślinę i ruszyła w stronę wyjścia. Nie miała zamiaru bawić się w jazdę samochodem, użyła swoich wampirzych zdolności by dostać się szybko do celu.
                                                       

                                                 ***

Siedziałam na podłodze i wpatrywałam się w balansujący ogień w kominku. Usłyszałam otwierające się drzwi, odwróciłam się, była to Nancy z miną która nie pokazywała żadnych emocji, była jak kamień ? Tak to mogę jedynie określić.
- Nancy, co się dzieje ? - Wstałam.
- ...Wilki...
- Co wilki ? - Spytałam lekko wystraszona.
- Wilki wypowiedziały nam wojnę.
Zaniemówiłam, byłam sparaliżowana, usiadłam i schowałam twarz w dłoniach.
Co robić w takim przypadku ?
- Gdzie chłopaki ?
- Na zewnątrz - Powiedziałam oschle.

W ciągu kilku sekund przybyło mi milion myśli, ale jedna dręczyła mnie najbardziej "Po czyjej stanąć stronie" ?  Ogień zaczął tańczyć coraz szybciej a mi coraz szybciej zbierało się do płaczu.
Musimy przyspieszyć "reperowanie" Harrego i co dalej ? oni będą walczyć, a ja ? mam uciec ?
Tak jak Nancy szybko weszła, tak Nancy szybko wyszła....zapewne szukać reszty.
Weszłam do Harrego, wszystko słyszał. Spojrzał się na mnie, ciężko było wyczytać mi cokolwiek z jego oczu.
- To koniec. - Powiedziałam z gulą w gardle.
- Czego koniec ?
- Koniec wszystkiego, koniec nas, koniec szkoły...Wszystko co było to koniec.
- Ej przestań...takich wojen było z milion razy.
- Harry, mało kto wrócił żywy z takiej wojny.
- Przestań płakać.
- Przestań być wredny i zrób coś do cholery ze sobą. - Krzyknęłam.
Patrzył na mnie wiercąc mi dziurę w brzuchu.
- Zrobiłem to dla naszego dobra.
- Nie! Zrobiłeś do dla własnego dobra !!! Zrobiłeś to bo jesteś pieprzonym egoistą...Pieprzonym egoistą którego kocham.
Milczał, twarz miał bez emocji co z resztą ostatnimi czasy jest normalne.
- A wiesz co jest najgorsze ??
Spojrzał się na mnie, ale innym spojrzeniem...sama nie wiem jakim.
- Najgorsze jest to że chciałam zrezygnować, chciałam się poddać i dać ci żyć po twojemu, ale uświadomiłam sobie jakieś jest moje uczucie w stosunku do ciebie i to gdy przeze mnie omało nie umarłeś...sprawiło że chciałam zrezygnować ze wszystkiego, a może nawet z życia, ale nie poddałam się i ci pomogliśmy i wierzę że teraz też się uda.
- Alex...
- Nie, Harry ! Daj mi dokończyć!!! Słyszałam to już że stary Harry nie wróci. - Zrobiłam dwa kroki w jego stronę. Czułam jego oddech na swojej twarzy.
- Nie poddam się bez walki z tymi twoimi cholernymi uczuciami jak ich nie odzyskamy...trudno, odejdę, ale teraz...pozwól mi poczuć...poczuć to co było wcześniej.
- Co ty do cholery masz na myśli ?!
- To! - Pocałowałam go, nie spodziewał się, potrzebowałam tego...smaku jego ust, dotyku jego ciała.
Stał nieruchomo, nie wiedział co robić.
- Masz wyłączone uczucia...nie poczujesz nic jak mnie pocałujesz albo posuniesz się do czegoś więcej.  Pomyślałam o własnej strategii, nie zrobi mi krzywdy, wiem to !
Jeżeli się nie uda, trudno, ale muszę go wreszcie poczuć w swoim ciele.
- Czy ty mi proponujesz seks, Panno Alex ?
- Cóż, życie wieczne bez namiętności to nie życie, a z tego co wiem to lubił Pan kiedyś pieprzyć dziewczyny przy szklance dobrej whisky.
- To było jak byłem świeżakiem.
- To doznaj tego jeszcze raz.
Widać że się wahał.
- Bez zobowiązań ?!
- Bez zobowiązań ! - Przytaknęłam.

Pocałunek stał się głęboki, dla niego nic nie znaczy, ale dla mnie bardzo dużo. Za sobą poczułam chłodną wilgotną ścianę. Moje nogi skrzyżowały się na jego udach. Popchnęłam go na materac i usiadłam tuż na jego kroczu powoli go całując. Szybko zdjął ze mnie ubrania po czym sam się rozebrał i szczerze tego widoku brakowało mi najbardziej.
To była fala namiętności, czułam płomienie palące moje ciało. Dla mnie, płomienie miłości, dla niego sama nie wiem, ale na pewno nie miłości.
Z czasem jego dotyk stawał się coraz śmielszy, a wtedy i ja przestałam wątpić. Poczułam się gotowa.
Chwyciłam jego dłonie i położyłam sobie na udach. To był znak. Wtedy rozerwaliśmy wszelkie bariery i połączyliśmy się w ten ostatni sposób. Nasze ciała zbliżyły się do siebie maksymalnie skuszone pragnieniem dotyku. Było w tym coś zwierzęcego. W tej chwili nie działał zdrowy rozsądek tylko wszechobecne,irracjonalne pragnienie rozkoszy, którą osiągnęliśmy.
W tym było coś dzikiego, coś czego sama też nie potrafię wytłumaczyć, dotykał mnie całym swoim rozpalonym ciałem jakby z tęsknotą dotyku. Wstaliśmy i szybko się ubraliśmy, spojrzałam na niego z tęsknotą w oczach, a on siedział zdyszany i obojętny.
Co mówiła mi moja podświadomość "Dziwka". Brakowało mi tego i w pewnym sensie mogę powiedzieć, że wykorzystałam jego wyłączenie uczuć dla swojej rozkoszy.
Oczywiście...każdy wiedział co zrobiłam, wysłuchiwałam że jestem nie mądra i zamknęli mnie w innym pomieszczeniu, dlaczego? Bo im nie pomagam, nie żałuje, ale mają rację...muszę wziąć się w garść i nie mogę uprawiać z nim seksu bo to mu nic nie pomoże. Alex, otrząśnij się. Bierz się do roboty. 
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej kochani, jak wam się podoba rozdział ?! Bo mnie bardzo, miałam dosyć już zapłakanej Alex, więc postanowiłam dodać trochę pikanterii. Wyrażajcie swoją opinię w komentarza bo aż jestem ciekawa :D <3 Kocham Was.  <3 <3 <3

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 32

~*~

Co się do cholery stało?
Tańczyłem z Alex, było nawet fajnie, ale później wyszła i Nancy z Zaynem...tutaj się już urywa.
Jestem głodny i... zamknięty??
- Heej! Głodny wampir czeka na przyjaciół, którzy dadzą mi coś do jedzenia i mnie wypuszczą.
Panowała cisza, dziwna cisza.
Mam dziwne wrażenie że kiedyś tutaj byłem, ale kiedy?

~Alex~

Harry od czasu gdy się obudził krzyczał bez przerwy, było to już męczące.
- Louis, ja zaraz oszaleje! - Stanęłam tuż przy drzwiach.
- To dopiero początek przygody. - Westchnął.

Wyszłam do lasu, pomyślałam że taki spacer dobrze mi zrobi.
Zauważyłam Zayna, który rąbał drewno na opał, podeszłam do niego i zabrałam mu siekierę.
- Co ty...? - Spojrzał zdezorientowany.
- Możemy porozmawiać?
- Możemy, ale nie zabieraj mi tego gdy rąbie drewno.
- Wybacz - Oddałam mu ostre narzędzie.
- Co wy mu daliście?
- O co ci chodzi?
- Do whisky na balu.
- Ahh, kwiaty irysu.
- Jak to działa?
- Cóż, jak połączysz to z alkoholem to odpływasz w słodki sen, irys nas osłabia...pamiętaj! księżniczko.
Patrzyłam na rozlatujące się drewno na boki, to wszystko wydawało mi się być chore, usiadłam na pieńku obok Malika.
- Kiedy to się skończy? - Zapytałam.
- Nie wiem.

Wróciłam do "domku", chłopaki siedzieli na podłodze. Harry wciąż denerwował nas wszystkich, jak to możliwe że nie boli go gardło?
Zaryzykowałam, weszłam do niego.
- Alex, co wy mi robicie?
- Robimy coś co wyjdzie ci na dobre - Usiadłam obok niego.
- Co mi może wyjść na dobre?!
- Będziesz tym Harrym, którego poznałam i uważałam za wzór jak chyba każdy uczeń tej cholernej szkoły.
- Tamtego Harrego już nie ma.
- Ja nigdy nie tracę nadziei, wierzę że wrócisz do nas. - Dotknęłam jego policzka.
Jego zielone oczy przeszyły całe moje ciało. Poczułam jak przechodzą mnie dreszcze, czułam jak łzy napływają mi do oczu, wyszłam i pozamykałam drzwi.
Otarłam łzy i położyłam się na łóżku.

                                                           ***
 Plaża, morze i gorące słońce.
Woda delikatnie moczyła moje stopy. 
- Pięknie tu, prawda?
- Jest niesamowicie.
Odwróciłam się w stronę Harrego, podszedł do mnie i pocałował, namiętnie tak jak chciałam już od dawna. 
- Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie...
Chwila, co się tutaj dzieje ?
- Zawsze chciałem cię tutaj zabrać, chciałem żeby to było nasze małe miejsce - Objął mnie w talii. 
- Harry, wszystko ok?
- No a dlaczego nie, zgłodniałem. 
- HARRY NIE MIESZAJ MI DO DIABŁA W GŁOWIE !!!
- ZAPOMNIJ!!! 
Już podchodził do mnie, gdy nagle...

                                                 ***

- Ej, ej, wszystko ok ? - Zobaczyłam nad sobą twarz Tomlinsona. 
- Harry miesza mi w głowie, wszedł do mojego snu...nie wiem jak, ale to zrobił. 
- Musisz być odporna. 
Chłopaki poszli zbadać teren, zostałam sama i nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 31

~*~

- Weźmiesz te balony ? - Zapytał Liam, podając mi czerwone i czarne balony.
- Jasne, mmm... czarne i czerwone, krew i mrok? niesamowicie.
- Wampirzy bal.
- Już jutro - Powiedziałam wchodząc na na drabinę.
- Będzie świetna zabawa, jesteś gotowa?
- Raczej tak.

Przygotowania szły pełną parą, do sali wszedł Prof.Louis z Prof.Harrym.
- Alex, nie wiedziałem że jesteś w sekcji dekoracyjnej - Zaśmiał się Louis.
- Amm...nie jestem, ale jakoś chciałam pomóc - Zeszłam z drabiny i stanęłam tuż obok.
- Dodamy to do dodatkowych punktów - Dodał Liam.

Harry jak to Harry, milczał.
Wzięłam pudła i pokierowałam się do wyjścia.
Dlaczego wszystko jest takie...dziwne?!
Miałam się wrócić do sali, wpadłam na Prof. Harrego, jak ja tego nie znoszę.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało - Powiedział chłodno.
Spojrzałam w jego oczy które nabrały koloru szmaragdowego, nieświadomie wstrzymałam oddech.
- Potrzebujesz...jakiejś, nie wiem pomocy ? - Zapytał.
Słucham?! Czy wredny Harry Styles mój nauczyciel łowiectwa...zapytał mnie o pomoc?!
- Cóż, mam parę pudeł do przeniesienia jak tak bardzo chc..Pan chce to może je Pan przestawić. - Szybko go wyminęłam i weszłam do sali.
Czy on mnie sprawdza? Spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach.
Louis i Liam wyszli. Pięknie, ja i Styles razem w jednej sali...w tej sytuacji to dobry pomysł?

- Gdzie będą stoły? - Zapytał szybko.
- Po lewo, przy drabinkach.
- Ten czerwony obrus zostawić czy spalić ? - Podał mi czerwony materiał.
- Lepiej go zostawmy.

Podszedł do pudeł i zaczął toczyć jakąś teorię, czy to nastawienie do balu go tak zmieniło ?!
- Co jest z tobą do cholery nie tak ? - Wypaliłam po czym chwyciłam się za usta.
- Słucham? - Uniósł jedną brew.
- Najpierw każesz mi się nie zbliżać...po czym sam proponujesz pomoc i siedzisz sam na sam w moim towarzystwie...czy to nie jest do cholery...nie wiem, dziwne?
- Panno Lahey, pomoc uszlachetnia a co do zbliżania to się tyczy ciebie a nie mnie bo jestem twoim profesorem.

Stałam cała zszokowana i gapiłam się na niego jakby powiedział coś w stylu "Masz fioletowe mysie uszy i koński ogon". Nie wyglądało to za dobrze.
- Ja swoje skończyłam, skoro Pan chce pomagać to przeniesie Pan to pudło na strych...kobiety nie powinny się przemęczać. - Podałam mu pudło i wyszłam.

NASTĘPNEGO DNIA BAL.

Wyjęłam z szafy swoją czarną błyszczącą sukienkę z jednym rękawem.
- Będzie świetna - Uśmiechnęła się Mery, zakładając swoją zieloną sukienkę do połowy uda.
- Tak myślisz?
- Pewnie, zrobię ci kłosa a makijaż zrobisz sobie sama, ale usta musisz mieć czerwone.
- Mmm, bo ja tak kocham ten kolor - Powiedziałam z ironią.
- Przestań, będziesz świetnie wyglądać.
- Jak uważasz, ale ja będę tam tylko przez...godzinę?
- Co ty mówisz ?
- Nie znoszą tego typu imprez, jeżeli możemy nazwać to imprezą - Powiedziałam zakładając sukienkę.
- Przestań, tutaj jest tak...inaczej.
- Daj spokój. Włosy będą rozpuszczone.
- Jak to ?
- Normalnie, nie mam na co się stroić.
- Rób jak uważasz.
Poszłam do łazienki, zrobiłam sobie szybki makijaż i udałam się na dół, gdzie czekali wszyscy uczniowie.
- Alex, myślałam że nie przyjdziesz - Przybiegła Nancy.
- Dlaczego miałabym nie przyjść ?
- No tak, gotowa ?
- Gotowa, ale zestresowana.
- Nie możesz pokazywać uczuć. Pamiętaj.
- Mhm - Mruknęłam.

Po chwili u mojego boku stała Mery. Weszliśmy na salę, jak to zwykle bywa przemówienie dyrektorki, podziękowania dla uczniów.
Nalałam sobie ponczu, Niall powiedział że dla pewnych uczniów będzie lepiej gdy krwi nie będzie.
Ludzie zaczęli tańczyć w parach, na co nie mogłam patrzeć iż jak mówiłam wcześniej...nie znoszę tego typu rzeczy.
- Sama ?
- Oh, Zayn, jak widać - Powiedziałam popijając poncz.
- Czemu nie tańczysz ?
- Nie lubię.
- Oh, ja jakoś też nie przepadam.

- ZAYN! Szukałem cię razem z Liamem.
- Rozmawiałem z naszą Alex.
- Alex, nie zauważyłem cię, dobrze się bawisz ?
- Jak mysz w łapie kota - Mruknęłam.
- Słyszałem - Powiedział Harry.
- Oh, no tak zapomniałam, wampirze zdolności. - Odstawiłam kubek, Zayn odszedł a ja miałam go wyminąć, gdy poczułam jego ciepłą dłoń na moim ramieniu.
- Poczekaj.
Zamilkłam.
- Chciałbym byś zatańczyła ze mną.
- Słucham?!
- No tak, walca, potrafisz ?
- Owszem.
- Naprawdę?
- Ale nie mam ochoty na tańce.
- Boisz się ?
- Kogo? Pana? Raczej nie, nie chcę tańczyć.
- Czyli się boisz zatańczyć wśród tych uczniów?
- Nie, moja mama tańczyła walca i mnie nauczyła.
- To pokaż - Powiedział głośniej a jak to oczywiście chciał uczniowie zwrócili na niego tą cholerną uwagę.
- Panno Alex, walc angielski to jest w tej szkole obowiązkowy, jak nie umiesz to po co tutaj jesteś? Jak umiesz to pokaż to - Wysunął rękę do przodu.
Zaczęły się szepty, westchnęłam i podeszłam do niego, chwyciłam jego dłoń po czym dostałam dreszczy.
- Dlaczego? - Syknęłam.
Odpowiedź, jego lekki uśmiech.
W sali rozległa się muzyka walca, poczułam na swoich plecach jego dłoń, ciężko było mi nie okazywać żadnych przy tym emocji. Wszyscy kierowali wzrok na nas Alex tańczy z nauczycielem.Świetnie. Parkiet nagle zrobił się dla nas większy, swobodnie się poruszaliśmy.
- Faktycznie, umiesz.
- Tylko to Pan chciał sprawdzić ?
- Nie, chciałem z tobą zatańczyć.
- Dlaczego ja Panie Styles ?
- Beatris by się przykleiła, a tobie ufam, że nic takiego nie zrobisz.
- Owszem, nie zrobię.
- I to w tobie lubię.
- Czyżby? Ja nie wiem co w Panu lubię...ostatnio...mam mało powodów.
- Nie bądź nie miła, mamy piękny wieczór. - Pochyliłam się, poczułam jego oddech na swojej szyi, wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy.
- To prawda, jest piękny i o dziwo spokojny.
- Bo to bal a bal to etykieta.
- Dlaczego Pan nie może taki być codziennie, każdy dzień to etykieta, Panie Styles.
Tymi słowami zakończyłam rozmowę i taniec, wyszłam z sali jak poparzona.
Wyszłam na zewnątrz, chłopaki wszystko naszykowali, Nancy i Zayn teraz wykonają swoją robotę.

Wszystko się cholernie dłużyło, ale udało się Zayn zachęcił go na wypicie whisky, nie wiem co działa na wampiry, że przypala im skórę i zasypiają.
Niall i Zayn wpakowali go do bagażnika i jak ustalone było wcześniej podzieliliśmy się na grupki.
Pojechaliśmy dwoma samochodami. Po godzinie byliśmy na miejscu, pobiegłam do domku i otworzyłam drzwi i udałam się do korytarzyka z następnymi drzwiami.
Tam chłopaki położyli Harrego który spał. Zamknęłam drzwi na klucz i wyszliśmy do pokoju.
Piekło dopiero się zacznie. Zeszło nam więcej niż się spodziewałam, na balu miałam być godzinę a byłam dwie godziny, akcja miała nam zejść przynajmniej godzinę a zeszła nam o wiele więcej, wszystko robimy z cholernie dużym opóźnieniem.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 30

~*~

Przygotowywania szły pełną parą, pojechałam z Louisem do domu w którym przebywałam gdy wilki zaatakowały naszą szkołę.
Weszliśmy do środka,przewietrzyliśmy cały dom,zapach był nie do zniesienia.
- Gdzieś tu były drzwi. -Dotknął ściany na której były przyklejone zielone tapety.
- Co?! - Podeszłam do niego i spojrzałam się na ścianę.
- Zerwijmy to cholerstwo ! - Zaczął rozrywać tapety.
- Yhm, jak chcesz - Powiedziałam i zaczęłam robić to samo co on.
Obok regału,faktycznie były drzwi.
Louis podszedł i je otworzył, panowała tam wilgoć, skrzywiłam się na sam widok wąskiego korytarzyka, gdzie były jeszcze pomieszczenia.
- Co to za miejsce?
- Tutaj, kiedyś przetrzymywaliśmy twoich kolegów...często było tak że zabierali nam ludzi, a tutaj się je zmuszało by dostarczyli nam informacji, głupie co?
- I w tych małych klitkach będziemy trzymać Harrego?
- Tutaj jest okno i roleta z małą jeszcze zasłonką - Powiedział wchodząc do małego pomieszczenia w którym nic nie było oprócz właśnie tego okna i miejsca na łańcuchy.
- Musimy go chyba skuć - Rzuciłam.
- Cóż, ty na tym lepiej się pewnie znasz - Powiedział oschle, żałowałam że to powiedziałam.
- Wezmę łańcuchy od Leiszy.
- Musimy o tym porozmawiać, Alex.
- O czym? Ja...
- Musisz w końcu podjąć decyzję!
- Louis, ja...muszę tam chodzić i to wiesz z jakich przyczyn.
- Wilki cały czas się przenoszą i nie mają stałego pobytu, rozumiesz?! W tym domku...możesz dokonywać przemiany, nasze relacje z wilkami są gorsze bo oni wchodzą na nasze terytorium, a my na ich. Dyrektorka dostała powiadomienie, że jak tak dalej będzie doprowadzimy do wojny.
- Ja, nie wiedziałam...
Usiadłam na zimnej podłodze, schowałam głowę w kolanach, Louis miał rację, muszę podjąć decyzję. Tego się obawiałam.

Wracaliśmy do szkoły w ciszy, pokierowałam się do pokoju, spakowałam książki i zeszyty.
- Masz zajęcia dzisiaj? - Zapytała Mery.
- Nie, ale idę się pouczyć do biblioteki a przy okazji nadrobię zaległości, muszę nadrobić semestr.
- Mogę ci pomóc.
- Chętnie, sama nie dam rady.
- Będę twoją korepetytorką, Nancy dała mi całą twoją kartę i przerabiałam wszystko, pozwoliłam sobie zerknąć - Objęła mnie ramieniem.

Udałyśmy się do biblioteki, usiadłyśmy na dywanie i rozstawiłyśmy książki.
- Pierwsze co musimy zrobić to tą przeklętą historię i wypracowanie na temat wojny secesyjnej, nie zdążyłam tego tknąć i później chemia i biologia i wiele innych.
- Daj mi część wypracowań, napiszę je za ciebie.
- Naprawdę? A co jak nas złapią?!
- Pamiętaj Alex, nie zapominaj kim jesteś, jak chcesz wszystko możesz.
Łatwo powiedzieć.
- Jakieś specjalne zdolności? - Zapytałam znużona.
- Coś w tym rodzaju, sama zobaczysz - Uśmiechnęła się.

Teraz sobie uświadomiłam jak bardzo brakowało mi przyjaciółki z którą można posiedzieć i porozmawiać. Dwanaście wypracowań z różnych przedmiotów i nauka,bal i reperowanie Harrego.
Nadchodził wieczór,zebrałyśmy książki z podłogi i wyszłyśmy z biblioteki. Mery wzięła część moich wypracowań.
Szłyśmy długim,ciemnym korytarzem. Świece w kinkietach nadawały jeszcze bardziej ponury wygląd niż za dnia, czerwony dywan tłumił dźwięk kroków. Stanęłyśmy na środku i spojrzałyśmy się na siebie.
- Słyszałaś? - Zapytała.
- Owszem - Odłożyłam torbę pod ścianę.
Milczałyśmy,czułam jak napinają mi się wszystkie mięśnie.
Mery powoli podeszła do zakrętu,gdzie znajdował się korytarz z pokojami.Patrzyłam na nią i myślałam jak może zachowywać grację w tak cichych krokach.
Kroki zrobiły się głośniejsze,były szybkie i ciężkie.Mery automatycznie rzuciła się na osobę.Zamarłam.Na podłodze leżał mój ojciec.
- Wilk!
- Nie!Mery,zostaw go!! - Krzyknęłam.
- To wilk!!Pogięło cię?!
- Zostaw to mój ojciec.
- Słucham?!- Zeszła i podeszła do mnie.
- Wszystko ci wyjaśnię tylko go zostaw.
Posłuchała.
- Alex,musisz wracać.
- Nie mogę.
- Matka cię wzywa.
- Powiedz jej że teraz naprawdę nie mogę,nie czas.
- Ale ona...
- Przekaż jej i błagam nie przychodź tutaj.
- Ale...
- Jest telefon,nie możesz ot tak tu przychodzić,zabiją cię!
- W porządku.

Poszłam z Mery do pokoju,była zdezorientowana sytuacją jaka zapanowała.Usiadłyśmy na podłodze,Mery milczała a ja zaczęłam opowiadanie.
- Mery,ja jestem tą samą osobą co znasz od początku,nie zmieniaj tylko o mnie zdania.To trwa wszystko z pokolenia na pokolenie moja rodzina akurat pochodzi z rodziny wilkołaków i co jakiś przodek miał to w genach, ja w to nigdy nie wierzyłam a rodzina
nie mówiła mi o tym kim są, od urodzenia byłam skazana na wilkołaki, aż do momentu gdy ktoś mnie przemienił w wampira. Wszystko się zmieszało, wampir i wilk to coś potężnego,każdy się boi tego połączenia,jestem hybrydą.
- To dlatego znikasz? - Zapytała łamiącym się głosem.
- Tylko na czas przemiany i nigdy więcej.
- Nie zabijesz mnie?
- Głupia jesteś?Jestem tą samą Alex.
- Kto o tym wie?
- Nancy,Zayn,Louis i Niall z Liamem.
- A Harry?
- On...nie wie kim jestem i lepiej by tak zostało, Mery obiecaj że nikomu nic nie powiesz.
- Dlaczego?
- Grozi mi...śmierć.
- Co?!
- Bo stanowię zagrożenie dla obu pokoleń, jestem silniejsza od tych dwóch.
- Nikomu?!
- Nikomu!!! Mery, obiecaj mi to.
- Obiecuje.- Powiedziała z ciężkim tchem.
- Jestem tą samą Alex. Pamiętaj o tym.- Przytuliłam ją, a ona siedziała nieruchomo,zapewne ma teraz mętlik w głowie.
Wyszłam z pokoju,chciałam udać się do Nancy,ale natknęłam się na Harrego.
- Prof.Harry - Powiedziałam odsuwając się od niego.
- Kogo moje piękne oczy widzą? - Powiedział z uśmieszkiem.
"To fakt piękne oczy."pomyślałam.
- Widział Pan gdzieś Nancy?
- Poszła na obchód okolicy, a ty powinnaś być teraz w pokoju.
- Wcześniej jak...
- Bez dyskusji lub odbędziesz karę !- Powiedział podniesionym tonem, zaczęło się.
- Do zobaczenia - Warknęłam i wróciłam do pokoju.
Mery siedziała na łóżku i lekko się uśmiechnęła, położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
HEJ KOCHANI <3 WYBACZCIE MI ŻE TAK RZADKO DODAJE :') EGZAMINY SĄ ZARAZ PRZYPOMINAĆ TRZEBA MIMO ŻE SIĘ NIE CHCĘ, ALE GDY BĘDZIE JUŻ PO PROBLEMIE HEH MYŚLĘ ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ O WIELE CZĘŚCIEJ .

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 29

Tydzień później.
~*~

Byłam już zmęczona tymi przemianami,brakowało mi sił.Nancy i Zayn przyszli po mnie,widzieli po mnie że nie mam już siły.
- Jak ty wyglądasz? - Zmartwiła się Nancy
- Jak trup? Wiem...Łamiące się kości przez cały tydzień,problemy które odbijają się na mojej psychice i na dodatek na śniadanie jakaś kawa i steki a czasami sałatki,normalnie piękne życie.
- Jesteś strasznie blada,masz sińce pod oczami,wracamy i masz wypocząć. Nie będziesz na zajęciach.
- A poprawki...sińce to u mnie ostatnio normalność.
- Przyniosę ci je do pokoju, Zayn pomóż jej.
- Dam radę - Powiedziałam,wiedząc że nie jestem w stanie przejść taki kawał drogi do szkoły.
Powoli szliśmy przez las,nikt nic nie mówił. Każdy popłynął gdzieś daleko w myślach.
Czułam głód,zatrzymałam się nawet gdy nie minęliśmy nawet połowy.
- Głodna jestem - Ukucnęłam i chwyciłam się za włosy.
- Wziąłem torebkę,spodziewałem się że tutaj nie myślą o wampirach - Podał mi torebkę z czerwonym płynem.
- Dzięki- Uśmiechnęłam się do niego,otworzyłam opakowanie i wypiłam całą zawartość.
Wstałam i powoli ruszyliśmy,niespodziewanie Zayn wziął mnie na ręce,oparłam głowę o jego ramię i czułam jak zasypiam.

 ***

Obudziłam się w swoim pokoju,nawet nie poczułam kiedy położył mnie do łóżka. Był już wieczór, naprawdę przespałam cały dzień? Mery nie było,zapewne była na zajęciach. Powoli wstałam i powędrowałam do łazienki,spojrzałam na siebie w lusterku.
Nancy miała rację,wyglądam strasznie. Wzięłam gorący prysznic i zrobiłam inne rzeczy związane z moim wizerunkiem.Musiałam się ogarnąć bo nie może tak to dłużej wyglądać. Wzięłam kilka głębokich wdechów,ubrałam się w czarną bluzkę i krótkie spodenki. Lekko się umalowałam i wyszłam.Szukałam wszędzie Nancy ale nie mogłam jej znaleźć. Poszłam do pokoju nauczycielskiego gdzie siedział Liam.
- Alex,co ty tutaj robisz ?
- Ja...Szukam Nancy.
- Poszła na obchód,przekazać jej coś?
- Nie,z resztą z tobą też mogę porozmawiać tylko zbierz resztę oprócz...
- Yhm,w porządku a to coś pilnego ?
- Musimy pomóc Panu obłąkanemu.
- Nie jest obłąkany.
- Nazywaj to jak chcesz...Chcę po prostu by wrócił do nas normalny Harry,za pół godziny widzimy się w bibliotece.
Skinął tylko głową.

Poszłam od razu do biblioteki,byłam zbyt niecierpliwa.
Gdy wszyscy się zjawili,rozejrzeliśmy się czy nigdzie nikogo nie ma. Były pusto. Louis znalazł kluczyk i zamknął nas od środka.Usiedliśmy wszyscy w kręgu i każdy spoglądał na siebie.
- Ok,zabieramy się mu na pomoc już od wielu tygodni. Nadszedł czas by coś zrobić.
- To nie jest takie proste,Alex - Powiedział z powagą Niall.
- Wiem o tym,ten domek w którym byłam gdy wilki naruszyły nasze terytorium,wciąż jest pusty ?
- Tak - Odpowiedział Zayn
- Więc tam go zabieramy.
- I co zamierzasz zrobić? - Zapytał Liam
- Głodzić go aż zasłabnie,będzie błagał a ja z nim będę siedzieć,spokojnie opanuje się jak mnie zaatakuje,potem hmm najmniej przyjemna rzecz bo samo głodzenie nie pomoże jak sami wiecie, "smażenie" na słońcu.
- Spróbujemy - Potwierdził Louis.
- Co na to reszta? - Spojrzałam się na wszystkich.
Reszta się zastanawiała,ale jednak przystało na tym pomyśle.
- Czyli wiemy co robić?
- Jak go zaciągniemy tam? On żyje własnym życiem - Podkreślił Niall
- Zayn ma z nim najlepsze relacje.
- Ja mam go tam zawieźć?
- Owszem - Skinęłam głową.
- Kiedy go tam zabierzemy?
- Po balu,za tydzień.
-  Czyli mamy już plan - Powiedział cicho Louis,patrząc uważnie na wszystkich.
- Na to wychodzi - Uśmiechnęłam się lekko.
- Oby się udało,chodźcie - Powiedział Liam i wyszedł.Ruszyliśmy za nim.
Cała szkoła żyła balem,dlaczego tylko mnie nie cieszył?Nie wiem.

Udałam się do biblioteki,usiadłam na fotelu i zaczęłam czytać książkę "Duma i uprzedzenie"
- Beznadzieja - Rozległ się za mną głos.
- A to niby dlaczego?
- Tytuł książki odnosi się do postawionej przez autorkę tezy,że pierwsze wrażenie często bywa mylące,a bliższa znajomość potrafi diametralnie zmienić opinię o innej osobie.
- Taa,coś takiego mi się przytrafiło - Odłożyłam książkę na półkę.
- Faktycznie beznadziejna - Dodałam.
- Mówiłem.
- Harry...
- Hmm?
- Czy możemy udawać że chociaż trochę jest między nami w porządku,naprawdę męczy mnie to już wszystko.

Milczał.Patrzył się na mnie i lekko się uśmiechnął.

- Nie masz przypadkiem teraz lekcji? - Spojrzał na zegarek.
- Nie,skończyłam już.
- W porządku,nie będę sukinsynem,ale trzymaj się ode mnie z daleka jak tylko się da,rozumiesz?- Chwycił mnie za ramiona,czułam jego oddech na swojej twarzy.
- A lekcje ?
- Będzie tak jak zwykle, po lekcjach masz mnie unikać jak ognia.
- W porządku - Próbowałam powiedzieć obojętnie, ale wiedziałam że mi to nie wyszło.
- Świetnie.
Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, patrzyliśmy w sobie oczy, nagle ktoś wszedł do biblioteki.
Harry szybko poprawił płaszcz i wyszedł. Wbiłam wzrok w podłogę i zacisnęłam usta, tłumiąc łzy.
Wstałam i poszłam do siebie do pokoju.